Quest JK

W poszukiwaniu wiedzy i informacji finansowych …

Jak hossa może uśpić czujność inwestorów, a bessa zrujnować nerwy?

Kiedy rynek wspina się miesiącami, rośnie nie tylko portfel, ale i skłonność do bagatelizowania ryzyka. Zamiast pytać „ile mogę stracić?”, pytamy „ile jeszcze urosną?”. Wzrosty chowają błędy – za wysoką koncentrację, za długie duration, zbyt tanią dźwignię – bo niemal każda decyzja wygląda na „sprytną”. Gdy cykl się odwraca, rachunek przychodzi z odsetkami: zmienność nagle jest osobista, a obsunięcie kapitału przekłada się na bezsenność i szybkie, często kosztowne ruchy. Ta huśtawka nie jest wadą charakteru, tylko cechą ludzkiej percepcji ryzyka. Dlatego zrozumienie psychologii hossy i bessy to nie ozdoba, lecz fundament praktycznej strategii.

Dlaczego euforia bywa taka przekonująca?

Hossa tworzy narracje, które tłumaczą każde nowe maksimum: „tym razem marże są trwale wyższe”, „technologia zmienia reguły”, „płynność jest nieskończona”. W tle działają proste bodźce – zielone wykresy w aplikacji, historie znajomych, media wzmacniające zwycięzców. Z czasem przesuwa się tolerancja na ryzyko: to, co kiedyś wydawało się agresywne, staje się „nową normalnością”. W portfelach przybywa pozycji momentum, a maleje udział gotówki i zabezpieczeń. Dyscyplina inwestycyjna paruje, bo rzadziej karze.

Co robi bessa z psychiką i z portfelem?

Spadki uderzają w dwa miejsca naraz: w wartość kapitału i w poczucie kompetencji. Efekt awersji do strat sprawia, że trzymamy przegrane pozycje dłużej niż rozsądek podpowiada, czekając na „powrót do kosztu”. Jednocześnie rośnie pokusa zmiany strategii w najgorszym momencie – z długoterminowej na „szybką”, z racjonalnej na reaktywną. Jeśli dochodzi dźwignia, bessa wymusza redukcję nie dlatego, że „tak chce inwestor”, ale dlatego, że domaga się tego depozyt zabezpieczający.

Matematyka, która nie wybacza

Spadek o 50% wymaga wzrostu o 100%, by wrócić do punktu wyjścia. To banalne, lecz ignorowane w euforii. Ta asymetria sprawia, że higiena ryzyka jest ważniejsza niż pogoń za ostatnim punktem zwrotu. Gdy drawdown rośnie, maleje zdolność do racjonalnych decyzji – włącza się tryb „odrobić natychmiast”, który zwykle powiększa stratę. Dlatego limity obsunięcia powinny być zapisane w złotych, a nie tylko w procentach: mózg lepiej rozumie kwoty niż ułamki.

Płynność, lewar i efekt kuli śnieżnej

W hossie płynność wydaje się darmowa: spready są wąskie, wolumeny wysokie, a finansowanie tanie. W bessie znikają te trzy rzeczy jednocześnie. Ceny spadają, a jednocześnie trudniej jest sprzedać bez „odcięcia”. U inwestorów z dźwignią spadek cen zmniejsza kapitał własny, więc aby wrócić do docelowego ryzyka, muszą… dalej sprzedawać. Tak powstają spirale, które nie mają nic wspólnego z fundamentami, ale niszczą portfele nieprzygotowanych.

Sygnały, że hossa zaczyna usypiać czujność

Pierwszym alarmem jest ujednolicenie narracji: wszyscy „wiedzą”, co rośnie i dlaczego. Drugim – koncentracja wyników w kilku spółkach/tematach; trzecią lampką jest zanik zmienności przy rosnących wycenach. Gdy kolejne rekordy nie wywołują już emocji, tylko poczucie „należnego” zysku, ryzyko błędu rośnie szybciej, niż widać to w wycenach.

Jak budować odporność w czasie hossy?

Najlepszy czas na wprowadzenie zasad jest wtedy, gdy nie są potrzebne. Wzrosty to moment na redukcję koncentracji, skrócenie dźwigni, dopisanie zasad rebalansowania i zatwierdzenie „mapy ucieczki” dla każdej większej pozycji. Warto też zamienić część zmiennych aktywów na instrumenty o krótszym ryzyku stopy – nie dlatego, że „trafiamy szczyt”, lecz aby mieć amunicję, gdy pojawią się dobre ceny.

Co robić, gdy bessa chwyta za gardło?

Pierwszy krok to przywrócenie porządku: spis pozycji, ich rola w portfelu i poziom bólu w złotych. Drugi – zamiana wielkich decyzji na serię małych: redukcja po 10–20% tam, gdzie naruszono tezy inwestycyjne, odbudowa gotówki planem, a nie impulsem. Trzeci – wymuszenie przerwy informacyjnej: nadmiar nagłówków zwiększa poczucie zagrożenia i skłonność do „kliknięcia”.

Narzędzia, które działają w obu fazach rynku?

Zasady rebalansowania przy progach odchyleń, stop-lossy mentalne zamienione na procedury, hedging częściowy zamiast „albo–albo”, oraz „drabinki” wejścia/wyjścia, które rozciągają decyzję w czasie. To wszystko jest nudne w hossie i zbawcze w bessie. Szczególnie skuteczna bywa automatyzacja: stałe zlecenia, kalendarz przeglądów, limity wielkości pozycji.

Jak zachować głowę, gdy wykresy krzyczą?

  • Ogranicz częstotliwość sprawdzania portfela: raz dziennie to zwykle dość, a w długich hossach nawet rzadziej.
  • Trzymaj „dziennik decyzji”: jedna kartka z tezą, horyzontem i warunkami wyjścia dla każdej większej pozycji.
  • Unikaj absolutów: zamiast „sprzedaj wszystko”, zmniejszaj lub zwiększaj ekspozycję schodkowo.
  • Oddziel informację od hałasu: śledź raporty i dane, nie komentarze na żywo.
  • Pamiętaj o czasie regeneracji: lepsza godzina spaceru niż pięć odświeżeń aplikacji.

Ten elementarny „BHP portfela” obniża temperaturę decyzji i zmniejsza koszt błędów, które najczęściej rodzą się w pośpiechu.

Cena cierpliwości i premia za konsekwencję?

Rynki nagradzają tych, którzy potrafią przetrwać. Cierpliwość nie oznacza bierności, tylko konsekwentne trzymanie się reguł: rebalans, limity, plan płynności. Premia pojawia się nie w każdej transakcji, lecz w całym cyklu. Gdy większość traci głowę, przewagą jest zwyczajny porządek.

Cierpliwość ma realny koszt alternatywny: rezygnujesz z „gorących okazji” i pogodzenie się z tym, że część rajdów ucieknie. Ale w zamian dostajesz zmniejszenie wariancji wyników i mniejszą liczbę decyzji pod presją. Portfel, który przetrwał bez gwałtownych rotacji, częściej korzysta z procentu składanego — bo nie musi odrabiać strat po nerwowych błędach. Konsekwencja nie polega na trwaniu w złej tezie, tylko na trwaniu w dobrym procesie: sprawdzasz przesłanki, korygujesz wielkości pozycji, ale nie zmieniasz kompasu przy każdym nagłówku.

Premia za konsekwencję pojawia się szczególnie w momentach szumu informacyjnego. Kiedy rynek miota się między narracjami, a zmienność rośnie bez jasnego trendu, wygrywają ci, którzy mają z góry ustalone progi rebalansu, reguły realizacji zysków i sposób skalowania pozycji. Taki „pilotaż z checklisty” niweluje błąd czasu i miejsca: nie próbujesz złapać idealnego dołka czy szczytu, tylko konsekwentnie zbierasz małe, powtarzalne przewagi. W długim horyzoncie to one składają się na wynik, który wygląda jak szczęście — choć jest efektem dyscypliny.

Co z tym zrobić w praktyce – plan minimalny?

Zdefiniuj maksymalne obsunięcie, które akceptujesz w złotych. Dopasuj wielkość pozycji tak, by nie przekraczać tego progu nawet przy historycznie typowych spadkach. Ustal kalendarz przeglądów (np. raz na miesiąc) i automatyzuj zlecenia rebalansujące o stałej dacie. Na deser – lista „czerwonych linii” dla dźwigni i pojedynczych betów tematycznych. To niewiele, ale wystarczy, by hossa nie uśpiła, a bessa nie zmiotła.

Dlaczego to działa niezależnie od stylu?

Wartość, wzrost, momentum, dywidendy – każdy styl ma swoje mody i chude lata. Wspólne pozostają emocje inwestora i ograniczenia płynności. Zasady higieny działają więc jak adapter: pasują do różnych metod, bo adresują czynnik ludzki i ryzyko operacyjne, a nie konkretną tezę o rynku.

Kiedy lepiej zrobić mniej?

Nie każdy impuls jest transakcyjny. Czasem najlepszym ruchem jest brak ruchu: nie dokładać ryzyka, gdy zmienność jest płatna łzami, i nie „gonić” rynku po szeregu zielonych świec. Decyzja o wstrzymaniu się też jest decyzją – często najtańszą.

Portfel a życie poza rynkiem

Nawet świetna strategia pęka, gdy konfliktuje z codziennością. Wysokie obciążenia poza inwestowaniem (praca, rodzina, kredyt) obniżają tolerancję na zmienność. Portfel powinien to uwzględniać: mniej dźwigni, więcej płynności, prostsze zasady. Zarządzanie ryzykiem zaczyna się od kalendarza, a dopiero potem od wykresów.

Źródła

  1. „Cycles of Euphoria and Risk Management”, 2021, Natalia Zaremba
  2. „Loss Aversion and Market Drawdowns”, 2019, Piotr Kurek
  3. „Liquidity Spirals in Asset Markets”, 2023, Joanna Ciechan
Dr Julianna Pokarm
Doktor |  + posts

Doktor nauk ekonomicznych.